czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział 3

Wyszłam z pomieszczenia  i BUM!  Wpadłam na kogoś. Tym "Kimś" okazał się być German.
Już prawie poleciałam do tyłu, ale on mnie złapał. Uśmiechnęłam  się i spojrzałam na jego czekoladowe oczy.
Już wiem..., albo i nie...
Cholera! Dlaczego nie mogę sobie przypomnieć???
Zatonęłam w jego czekoladowych oczach. Wpatrywałam się w nie jeszcze przez chwile, która okazała się dość długa, bo z "transu"P wyrwało mnie chrząkniecie mężczyzny.
Szybko wstałam i podziękowałam.
-Ymm... Wiesz może gdzie jest Diego - zapytałam, tym samym przerywając niezręczną cisze.
- Chyba już poszedł - Odpowiedział
- Wiedziałam... - Mruknęłam cicho - To nic przejdę się sama
-Jeśli chcesz... - zaczął niepewnie - To mogę cię odprowadzić
- Dziękuję, ale nie musisz. To nie daleko, a ty z pewnością masz ważniejsze sprawy. <znów chwila ciszy>
- To ja już pójdę, może jeszcze go dogonię - Wyszłam
***
Do domu wróciłam sama. Strasznie mi się nudziło, więc pomyślałam, że zadzwonię do Pablita. Bardzo dawno ze sobą nie rozmawialiśmy.
Pierwszy sygnał... drugi... trzeci... Nie odbierał.
Spróbowałam drugi raz, ale też nic z tego.
No trudno. Wzięłam z półki jakąś książkę i zaczęłam czytać. Jednak po pierwszym zdaniu mi się odechciało.
Postanowiłam, że pójdę się przejść. Zarzuciłam na wierzch bluzę, ponieważ zrobiło się troszeczkę zimniej i wyszłam.
  Spacerowałam powoli ulicami Buenos Aires.  Sama nie wiem ile czasu już tak chodziłam, ale zrobiło się ciemno. Myślałam nad tym, aby już wracać. Kilka metrów przede mną zatrzymało się czarne auto, z którego wysiadł jakiś umięśniony mężczyzna. Zaczął iść w moją stronę. Zaczęłam się bać, stałam w miejscu zastanawiając się czy uciekać, czy nie. Było ciemno i nikogo oprucz mnie i tamtego gości nie było w okolicy.
Facet zaczął iść szybciej, a ja nadal stałam w miejscu i nie wiedziałam co zrobić. Człowiek był już prawie tak blisko, że można było go poznać.
- German?
- Angie? Co ty robisz w środku nocy na ulicy?
- Spaceruje, a ty?
- Wychodzisz na spacer o 23:50?
- To już ta godzina? Wyszłam z domu około 16...  , ale co ty tutaj robisz?
- Ja właśnie wracałem ze spotkania, zobaczyłem ciebie i myślałem co ty tu robisz, więc się zatrzymałem, a co przestraszyłem cię?
- Nie, nie, wcale mnie pan nie przestraszył. Obok mnie zatrzymuje się czarny samochód, wysiada z niego jakiś ubrany na czarno facet i idzie w moim kierunku. Czego tu się bać? -  zapytałam sarkastycznie
-Przepraszam, może podwieźć cię do domu?
-Nie, dzięki przejdę się... , a tak w ogóle to od kiedy jesteśmy na ty?
- German Castillo - wyciągną rękę w moją stronę
- Angeles Saramego - podałam mu dłoń
- Hmm, to jeżeli nie chcesz jechać, to mogę cię podprowadzić - zanim zdążyłam coś powiedzieć on szybko dokończył - tym razem nie przyjmuje odmowy.
***
Szliśmy powoli rozmawiając o różnych sprawach. Musze przyznać, że nie jest takim nudziarzem, za jakiego go uważałam.
-A ty... masz chłopaka - Nagle zapytał. Zdziwiłam się, ze mogło go to coś interesować. Może on... Nie, nie
- Nie, było kilku, ale...
- Ale co? - dopytywał się inżynier
- Nie chcę teraz o tym rozmawiać
- Dobrze, jeśli nie chcesz, nie mów
- A ty? A ty masz kogoś?  - Sama nie wiem dlaczego zadałam to pytanie, jakoś tak o, musiałam. On był taki przystojny, przyjacielski, troskliwy... Nie! Angie nie! - przystojny ahh.
W środku toczyłam walkę z samą sobą.
- Nie, odkąd moja zona umarła... - głos  mu się załamał  -ja...
- Wiem jak to jest, moja siostra też nie żyje...
Dalej szliśmy w ciszy.
German podprowadził mnie pod dom i odszedł w swoją stronę. Miałam zaproponować mu nocleg, ale znamy się od jakiejś godziny.
Weszłam do mieszkanie i rzuciłam bluzę gdzieś w kat. poszłam do łazienki, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się w piżamę, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam.
___________________________________
Taki rozdział prawie o niczym. Ale za to jest Germangie, nie dużo, ale jest.
Miałam dodać go wczoraj, ale za opóźnienia proszę podziękować bloggerowi, który usuwał moje posty i musiałam przepisywać je od początku Xd
Ostatnio jest bardzo mało komentarzy, wiec muszę wprowadzić:
5 kom = next :D (moje sie nie liczą)
Pozdrawiam :*
P.Germangie♥

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 2

- To co teraz do pana Castillo?
- Naprawdę muszę? - Spojrzałam na niego i zrobiłam minę jak to niektórzy mówią zbitego pieska.
- Ja z tobą byłem
- Nie prosiłam cie
- Ale poszedłem tam bo cię kocham... <chwila ciszy> jako przyjaciółkę oczywiście
- Uważaj, bo bym sobie coś pomyślała...

***
Przez cała drogę gadaliśmy i śmialiśmy się. To trochę dziwne, ze znay się już tyle lat, a nigdy nie skończyły nam się tematy do rozmów. 
- To już tutaj - powiedział, a mi normalnie szczęka opadła. Przede mną stał wielki dom. Co ja gadam dom? Nie,to nie dom, to raczej ogromna willa.
Przyjrzałam się dokładniej posesji. Wydawała mi się dziwnie znajoma. Jakbym już tu kiedyś była. Ale to pewnie tylko mi się wydaje, przecież mogłam być w podobnym lub widzieć to miejsce na zdjęciach, filmach... Nie ważne
- To co idziemy?
- Tak, tak, już idę
Diego podszedł do drzwi i zadzwonił dzwonkiem. Otworzyła nam dość niska i nie za szczupła ciemnowłosa kobieta w fartuszku. ... I tu znów to samo. Mam takie przeczucie, że już ją kiedyś spotkałam. Ale gdzie? jak? kiedy? Może znów mi się to wszystko tylko zdaje, przecież jest wiele podobnych wyglądem do siebie osób. Ah ta twoja wyobraźnia Angeles...
- Dzień dobry - z zamyśleń wyrwał mnie głos kobiety - O co chodzi?
- Ja w sprawie pracy - wytłumaczył pzryjaciel
- Dobrze, proszę wejdźcie, ja pójdę zawołać pana Germana- okręciła się i odeszła
Zrobiliśmy tak jak nam kazała. Byłam pod wielkim wrażeniem wnętrza willi. Widać było, że ten kto to projektował musiał mieć niezły gust.Wszystko idealnie do siebie pasowało.
Gdy kobieta poszła, sama nie wiem czemu, ale chciałam powiedzieć o moich przemyśleniach Diego. Tak tez zrobiłam.
- Gdzie ty byś miała niby ja spotkać? Oj Angeles ta twoja wyobraźnia...
Po chwili gosposia (co można było wywnioskować po fartuszku i łyżce do zupy, którą trzymała w ręce)
wróciła z dwoma mężczyznami. 
- Tego w okularach tez gdzieś widziałam  - Szepnęłam do przyjaciela, a on tylko przewrócił oczami.
- Dzień dobry
Diego i German chyba od razu się poznali, bo bez słowa przenieśli się do innego pomieszczenia. Poszedł z nimi też ten wysoki.
A co ze mną? Mam tu na niego czekać, czy iść sobie?
- Może skusi się pani na kawę? Bo chyba nie będzie tu pani czekać
- Tak, z przyjemnością
  ***
Olga jest miła i rozmowna (aż do przesady -_- ) Wypiliśmy kawę i ktoś wszedł do kuchni.
Ta osoba też była mi dziwnie znajoma.  Ciemne włosy, oczy, tważ miała takie same jak... no właśnie jak kto?
Nastolatka przywitała się.
W pewnej chwili usłyszałam, że German, Diego i bodajże Ramallo (o którym musiał się trochę nasłuchać), wyszli z gabinetu. Postanowiłam po nich pójść, aby przyjaciel nie myślał, że poszłam bez niego.
Wyszłam z pomieszczenia  i BUM!  Wpadłam na kogoś. Tym "Kimś" okazał się być German.
Już prawie poleciałam do tyłu, ale on mnie złapał. Uśmiechnęłam  się i spojrzałam na jego czekoladowe oczy.
Już wiem...

_______________________
Hejkaaaaaaaaaaa! Co tam? Wiem, że musieliście się trochę naczekać na TO (rozdział)
Tak, wiem że jest nudny i krótki, ale jak wspomniałam w tamtym poście, "Musze to wszystko do siebie wprowadzić"
Nie wiem kiedy next, bo jestem w trakcie pisania, a za bardzo na dokończenie czasu nie mam, bo pierwszy semestr już się kończy i trzeba oceny poprawiać.
Pozdrawiam :*
P.Germangie ♥